środa, 25 stycznia 2017

Stylowe trio na Makarskiej Rivierze

Wracam po dłuższej przerwie, ze zdjęciami z zeszłorocznych wakacji. Poza Almą z poprzedniego posta zabrałam ze sobą jeszcze trójkę plażowych dziewczyn z serii Style z 2015 roku. W skład serii wchodziły: Barbie z nowym moldem Millie, Grace z odświeżoną wersją moldu Mbili i Summer ze swoją buźką z 2011 roku. Wszystkie mają płaskie stopy i artykułowane ręce. Pierwsza trafiła do mnie Grace, która urzekała mnie swoją urodą, ale ostatecznie uznałam ją za najsłabsze ogniwo wypustu, ze względu na stylizację.
Zapraszam do oglądania c:

Postaram się pisać bardziej regularnie, a wkrótce zaprezentuję wam nowości.
Uściski, Sumire

niedziela, 25 września 2016

Alma na Bałkanach

Znowu długa przerwa w pisaniu, wybaczcie. W sierpniu wybrałam się do Chorwacji, do miasta Makarska. Zabrałam ze sobą cztery panny, coby zdjęcia w obcym klimacie im porobić. Dysponowałam tam laptopem, lecz całkowitym brakiem internetu, więc wyników sesji opublikować nie mogłam. Po powrocie do Warszawy zaś, internet śmiga jak marzenie. Ale nie można tego powiedzieć o samym sprzęcie. Dlatego zdjęcia czekają od miesiąca na publikacje. Na szczęście, w Chorwacji zdjęcia do dzisiejszego posta obrobiłam, a następnie zrzuciłam na telefon, więc mogę je teraz zamieścić z innego komputera. Ale dość już tego nudzenia. Bohaterką dzisiejszego posta jest Alma - fashionistka nr 17 Ice Cream Romper. Uznałam, że swoją ciemną karnacją i letnim strojem idealnie wpasuje się w klimat gorących Bałkan. Nie zrobiłam jej żadnych zdjęć w miejscowości, w której przebywałam, za to zabierałam ją ze sobą na wycieczki.

Najpierw wybraliśmy się do Dubrovnika. Leży on na małym skrawku Chorwacji, oddzielonym od reszty kraju 11-to kilometrowym wybrzeżem Bośni i Hercegowiny. Zatrzymaliśmy się w miejscowości Neum, a ja zrobiłam Almie zdjęcie na tle bośniackiego morza.
W Dubrovniku zwiedzaliśmy stare miasto i nie było czasu na zdjęcia. Dopiero w czasie wolnym miałam możliwość spokojnego fotografowania.
W nowszej części Dubrovnika zawędrowałam na wysoko położony punkt widokowy. Było z niego widać stare miasto. 
Lecz prawdziwie piękny widok ukazał się, kiedy spojrzałam w dół. Przepiękna, wielobarwna laguna rozciągała się tuż pod moimi stopami.

Kolejna wycieczka była do Mostaru - pięknego bośniackiego miasta. W Mostarze temperatura wynosiła 43°C, czyli 10 stopni więcej niż tego dnia w Makarskiej. Nie dałam rady zrobić tam zdjęć. Było bardzo tłoczno, a do tego bałam się, że Alma mi się roztopi (serio, nawet schowana w torebce była cała gorąca). Zdjęcia więc zrobiłam dopiero w kolejnym punkcie wycieczki - Wodospadach Kravica. Prawdziwy wodospad zajęty był przez masę turystów, więc musiałam zadowolić się malutkimi uskokami wodnymi.

Mimo moich starań, Alma szybko cała się zmoczyła, więc postanowiłam zaeksperymentować i wstawiłam ją do wody.
Ostatnie spojrzenie na wodospady...
Pomimo skwaru, wiatru, kąpieli, upadków i błota, Alma wróciła do domu w świetnej kondycji. 
Reszta dziewczyn zaprezentuje się Wam w możliwie najszybszym czasie, jak tylko dobiorę się do odpowiedniego sprzętu.
Uściski,
Sumire 

środa, 29 czerwca 2016

Pan Kleks, Kawa i Pin-up

Szybko nadrabiam te dwa miesiące. Dzisiaj zabrałam ze sobą na spacer moją hybrydkę L.A. Girl i Made to Move, ochrzczoną imieniem Jack.
Stylizacja zupełnie przypadkowa, zainspirowana bluzeczką znalezioną w stertach starych ubranek. Chyba wyszedł taki luźny pin-up.

Jack jest kolejną lalką, która ma imię po fikcyjnej postaci, tym razem z gry "Mass Effect". Pierwotnie miała nazywać się Joan, później przeszło na Martina, ale dopiero Jack (Jaqueline) do niej przylgnęło.
Kto zgadnie, jaka cecha sprawiła, że L.A. dostała to imię? :P
Moim pierwotnym celem było udanie się do kolejnego lokalu Green Caffe Nero, tym razem przy dworcu autobusowym Warszawa Centralna (mam plan obskoczyć wszystkie warszawskie Nero, na obecną chwilę zaliczonych jest 7 z 39). Jednakże idąc koło pałacu kultury natrafiłam na ławkę z Panem Kleksem, która, jak się okazało, jest częścią projektu "Szlak Literacki w Warszawie". 
Czarny napis to niestety graffiti
Miny przechodniów widzących dorosłą dziewczynę ustawiającą lalkę do zdjęcia... Muszę się jeszcze do tego przyzwyczaić.
Z tej perspektywy nie udało się uchwycić całego PKiN
W końcu doczłapałam się do Nero. Baristka była bardzo miła i nie miała nic przeciwko robieniu zdjęć. Akurat nie było ludzi, więc mogłam fotografować Jack bez skrępowania (tylko mama, z którą byłam na zakupach, mnie poganiała). Niestety zaczęło się już ściemniać, a oświetlenie w kawiarni było bardzo słabe. Strasznie się nabiedziłam, żeby jakość aż tak nie kłuła po oczach. Mój telefon nie mógł wyostrzyć i wszystkie zdjęcia wyszły mniej lub bardziej niewyraźne. Chyba czas go wymienić. I tak, robię zdjęcia na bloga telefonem. Z fotografią nie wiążę wielkich planów, a moje uczniowskie zarobki wolę przeznaczyć na nowe lalki, niż aparat. Cóż, priorytety.
Cukier wielki jak malutkie dłonie Jack. To dopiero była atrakcja.
Karmelowe Frappe, omnomnom
Tyyyyle kanapek
Jack bardzo miło spędziła dzień na ruchomym ciałku, ale niedługo trzeba będzie oddać je pierwotnej właścicielce/pożyczyć innym bladziochom.
I tu mam pytanie do osób, które dekapitują MtM. Czy było wam ciężko zdejmować ich główki? Ja nigdy nie miałam takich problemów jak z tą. Zdjęcie zajęło prawie godzinę, kiedy głowę fashionistki zdjęłam w dosłownie 2 minuty. I nie chodzi mi o te "ząbki", tylko dysk. Wada fabryczna mojego egzemplarza, czy po prostu MtM mają szersze dyski?
Do następnego,
Sumire c:

wtorek, 28 czerwca 2016

Ginny na działce

Ło matko, znowu mnie nie było wieczność. Ale cóż, Gra o Tron sama się nie obejrzy :P W międzyczasie telefon zaczął odmawiać współpracy i zdjęcia trochę nieostre.
Przez te dwa miesiące zawitały do mnie 3 nowe panny, ale nie o nich dzisiejszy wpis. Dzisiaj o lalce, która mieszka sobie u mnie ponad pół roku. Dziewoja jest ruda, piegowata, brązowooka... Brzmi znajomo?
Obeznani we współczesnym playline pewnie wiedzą o którą lalkę chodzi. Oczywiście, to fashionistka Western Chic. Jeśli mam być szczera to moim zdaniem jest ona jedną z gorszych fashionistas z zeszłego roku i zdecydowanie największy zawód. Miała być bransoletka, miały być "prawdziwe" guziczki i obszycia, a tu taki bubel. Nie mówiąc już o twarzy...
A tak dobrze się zapowiadało...
Imię Ginny jest nieprzypadkowe. Pochodzi ono od bohaterki z Harrego Pottera, którą bardzo lubiłam jako dziecko. Chociaż pełne imię książkowej Ginny to Ginevra, imię mojej brzmi Virginia, tak na przekót ;)
Fanart, bo Bonnie nie pasuje.
Wracając do tematu posta. Zabrałam mojego rudzielca na działkę. Oczywiście nie taką, moje lalki są bardzo grzeczne (chyba):
Mama ćpie, że wiesz?
Ginny wzięłam na podwarszawską działkę mojej babci. Ujęć niestety mało, gdyż nad głową niebezpiecznie grzmiało.

W drodze powrotnej spsuła jej się fryzura, więc wczoraj cały dzień kombinowałam nad nową. Chciałam coś z warkoczami, ale zawsze pojawiały się, delikatnie mówiąc, prześwity (po prostu było widać jej pół głowy). Ostatecznie udało mi się stworzyć odpowiednią fryzurę, którą mogę oficjalnie uznać za najtrudniejszą jaką robiłam. 
.
Niestety włosy Ginny są troszkę za krótkie i nie da się schować gumeczek z tyłu głowy.

To by było tyle na dzisiaj, w następnej notce może pojawi się moja świeżo nabyta MtM c:
Rysunek wzięty z deviantarta alicexz.